Delegacja

DELEGACJA
 

Nasz samolot wyladowal poznym wieczorem na lotnisku w Sztokholmie. Lot trwal zaledwie dwie godziny, a pogoda tutaj byla zupelnie inna niz w Polsce. Jednym slowem calkowity kontrast nie na nasza korzysc.

Siapil ciezki i ostry deszcz na przemian ze sniegiem, ktory klul w twarz niczym igly. Stopnialy snieg, rozmazany na drogach jak zimna, szara maz, utrudnial poruszanie sie. Na sliskim chodniku nogi co rusz rozjezdzaly sie w rozne strony.
— Przydaloby sie rozlozyc parasol — powiedzialam, ale rece mialam zajete bagazem.
„Coz, trzeba zmierzyc sie z zywiolem” — pomyslalam wtedy, a w odpowiedzi klujacy deszcz, jakby smiejac sie ze mnie, nieustannie chlostal moja twarz.

Ogolnie rzecz ujmujac, pogoda nie sprzyjala naszym oczekiwaniom i goscinnemu nastrojowi.
Kierujac sie ku postojowi taksowek, zwrocilismy uwage na to, ze wszedzie pelno bylo naganiaczy o wyraznie nieskandynawskim wygladzie pragnacych podwiezc gosci do miasta.

I oto jestesmy juz na postoju obok calego rzedu zoltych taksowek, ktore jedna za druga zabieraja tych, ktorzy przylecieli kolejnym rejsem.
— W kazdym obcym kraju lepiej postepowac zgodnie z zasada: idziemy tam, gdzie wszyscy — zwrocilam sie do kolegi.
— Zgadza sie, zawsze trzeba myslec o bezpieczenstwie, dzisiaj swiat jest zupelnie inny — odrzekl ze zrozumieniem.

W samochodzie bylo cieplo i morzyl nas sen. Sluzby drogowe podobnie jak u nas w Polsce spoznialy sie z uprzataniem drog. Pozostawalo tylko miec nadzieje, ze sily wyzsze pomoga nam bezpiecznie dotrzec do hotelu.
Sztokholm, wielkie stoleczne miasto, mocno spalo. Na ulicach nie bylo nikogo, jak gdyby wszyscy wymarli, tylko pojedynczy przechodnie szybkim krokiem spieszyli sie do domu.

Kierowca wysadzil nas na rogu Drottninggatan i powiedzial po angielsku: — Dalej juz musicie sami, to jest ulica dla pieszych. — W miescie takze padal deszcz ze sniegiem, wydajac jakis dziwny szum i tym naruszajac miejska cisze. Pod nogami byl ten sam na wpol roztopiony snieg i jeszcze nie zamarzniete kaluze.
— No to juz po mojej fryzurze! — powiedzialam glosno i, lawirujac miedzy sniezna breja i kaluzami, ruszylam do przodu.

Do hotelu bylo tylko piec minut drogi, ale po wejsciu do hotelu zobaczylam w lustrze, ze moja fryzura przypominala ksztaltem nalesnik na patelni...
Obsluzono nas szybko i uprzejmie. Umowilam sie tu z kolega, ktorego pokoj znajdowal sie pietro nizej, nacisnelam przycisk windy i wkrotce znalazlam sie na miejscu. Szybkim krokiem udalam sie do swojego pokoju o numerze 250. Chcialam wziac prysznic i jak najszybciej polozyc sie do lozka.

Stary budynek, w ktorym niedawno przeprowadzono remont, swoim wygladem gwarantowal udany odpoczynek. Pokoje hotelowe byly oznakowane zlotymi strzalkami na scianach korytarza. Jakie bylo moje zdziwienie, gdy okazalo sie, ze pokoju numer 250 w tym hotelu nie ma!
— Chyba przegapilam swoj apartament. Ponownie raz za razem obeszlam dlugie korytarze. Rozgladalam sie na wszystkie strony, ale nie udalo mi sie znalezc swojego pokoju.

Niezadowolona zjechalam winda na dol. Recepcjonista popatrzyl na mnie ze zdziwieniem i na pewno pomyslal, ze... hm... chyba nie wszystko jest w porzadku z moja glowa...
— Co sie stalo? — zapytal zdziwiony.
Angielski calkiem wylecial z mojej glowy i z trudem wyjasnilam mu, ze pokoju numer 250 nie ma.

— To niemozliwe — odrzekl i udal sie razem ze mna na gore. Obeszlismy razem wszystkie korytarze, uwaznie wpatrujac sie w kazdy pokoj, ale mojego nie znalezlismy.
Nagle zrobilo mi sie slabo i oparlam sie o sciane.

Spojrzawszy na mnie, recepcjonista pojal, ze pilnie potrzebuje odpoczynku i powiedzial:
— Prosze zaczekac tutaj dwie minuty, ja zaraz wroce.
Rzeczywiscie szybko byl z powrotem, trzymajac w rece karte od innego pokoju, i powiedzial: — Prosze isc za mna. Mysle, ze bedzie pani zadowolona.
Otworzyl drzwi eleganckiego przestronnego apartamentu i powiedzial: — Bedzie w tej samej cenie co „jedynka”, prosze odpoczywac.

To, co zobaczylam, i te niesamowite odczucia, ktorych nie sposob wyrazic slowami, wprawily mnie w oslupienie. Pomyslalam wowczas w duchu: „Jak im sie udaje robic to tak, zeby klient zawsze byl zadowolony?” Moj nastroj od razu sie poprawil i na sercu zrobilo mi sie jakos tak lekko i radosnie.

Z kolega spotkalam sie podczas sniadania, a poniewaz do sluzbowych spotkan pozostawala jeszcze cala godzina wolnego czasu, postanowilismy przejsc sie po sklepach. Trzeba bylo kupic koniak albo whisky na prezent dla szefa firmy, ktora nas zaprosila. Pomyslelismy, ze gdzies w poblizu hotelu powinien byc jakis sklep z alkoholem, i wyszlismy na ulice.

Nie bylo juz sloty i ku naszemu zdziwieniu asfalt stal sie zupelnie suchy, wiec ani sladu wczorajszej niepogody. Powietrze bylo nieco mrozne, ale na tyle rzeskie i czyste, ze wdychalam je z nieukrywana przyjemnoscia, a ono wnikalo we mnie gleboko i zdawalo mi sie, ze moje pluca juz dawno nie spozywaly tak smacznego sniadania.

Strumien ludzi wypelnil ulice i miasto ozylo. Mieszkancow miasta, Szwedow, latwo mozna bylo odroznic od reszty ludzi. Miejscowi obojga plci to w wiekszosci wysocy, pieknie zbudowani, przystojni i zadbani ludzie, ale znaczna czesc osob na ulicach bynajmniej nie byla Skandynawami. W wiekszosci byli to ludzie o arabskiej powierzchownosci, ktorzy mowili w swoim jezyku. Szczegolnie rzucali sie w oczy mlodzi ludzie, ktorzy zbierali sie razem calymi zgrajami i widac bylo, ze nigdzie sie nie spiesza.

Nie mozna bylo tez nie zauwazyc, ze z samego rana na calej ulicy w odleglosci okolo piecdziesieciu metrow od siebie na swoich stalych miejscach rozlozyly sie rumunskie Cyganki zebraczki.
„Gdzie ich teraz nie ma w Europie” — przemknelo mi przez mysl.
Moj kolega, szef duzej polskiej firmy, powiedzial: — Trzeba im cos dac, w koncu to tez ludzie — i nachyliwszy sie, wlozyl do papierowego kubka banknot dziesiecioeurowy.

Stara Cyganka byla na tyle zdziwiona i szczesliwa, ze jej oczy zaswiecily sie mlodym blaskiem i, posylajac nam swoje szczesliwe spojrzenie, na pewno pomyslala: „A to mi sie poszczescilo...”

— Jak to mozliwe? — zadawalismy sobie jedno i to samo pytanie, mimowolnie czyniac porownania z naszym krajem. U nas w Polsce na kazdej ulicy miesci sie od dwoch do dziesieciu takich sklepow, ktore otwarte sa przez cala dobe, przywolujac klientow swoimi swiecacymi reklamami. Nie ma dla nich znaczenia, ze obok jest szkola, liceum czy inne instytucje, w poblizu ktorych w zasadzie nie powinno byc takiego handlu.

Wychodzi na to, ze celowo rozpijaja ludzi! Komus to sie pewnie oplaca!?
Tutaj w Szwecji widac ten zupelny kontrast, wszystko wyglada dokladnie odwrotnie. Doslownie na kazdym rogu mieszcza sie towarzystwa sportowe i kluby fitness. Szwedom wystarczy, aby na cala ich stolice bylo tylko kilka sklepow z alkoholem otwartych w normalnych godzinach od dziesiatej rano do siodmej wieczorem. Doszedlszy do tego samego wniosku, udalismy sie na spotkanie.

Pierwsza czesc rozmow zakonczyla sie o drugiej po poludniu. Dyskretnie podpytawszy towarzyszacego nam pracownika, dowiedzielismy sie, gdzie znalezc sklep monopolowy, i od razu udalismy sie tam.

Okazalo sie, ze ten sklep znajdowal sie na samym koncu naszej dlugiej ulicy, ale podczas naszych pierwszych poszukiwan uznalismy, ze tam nic nie ma, i zawrocilismy. Teraz stalismy przed wejsciem do sklepu firmowego znajdujacego sie wewnatrz holu, ktory oddzielal go od kawiarni po prawej stronie, gdzie mozna bylo szybko i smacznie przekasic cos, zalatwiajac rozne sprawy albo po drodze do pracy.

W oczy rzucaly sie swieze buleczki, croissanty i prawdziwy zapach kawy arabiki. Oszalamiajacy zapach zapraszajacy do wypicia filizanki dobrej kawy. Taki sam zapach unosil sie kiedys na ulicy Kirowa w Moskwie, naprzeciwko Glownego Urzedu Pocztowego, w firmowym sklepie cukierniczym, gdzie zawsze palono swieza kawe. Do dzis nie moge zapomniec tego zapachu!
„Jaka tam byla kawa!” — pomyslalam mimowolnie.

Po lewej stronie holu, za szklana sciana znajdowal sie wystawiony alkohol w ogromnym asortymencie i odpowiadajacy wszelkim gustom.
— Jak to, cale miasto obsluguje tylko jedna siec takich sklepow, ktorych jest tylko kilka i w dodatku pustych... — powiedzial moj partner.

W calym sklepie bylismy tylko my, jedna sprzedawczyni i kasjerka przy kasie. Kupilismy wyszukana whisky i udalismy sie wraz z kierownictwem firmy, ktora nas zaprosila, na obiad do restauracji.

Druga czesc rozmow, z ktorych rezultatow byly ogolnie zadowolone obie strony, odbyla sie w milej i luznej atmosferze. Na pozegnanie wreczylismy szefowi firmy eleganckie pudelko z whisky i po jego oczach bylo widac, ze nasz prezent mu sie spodobal.

Na pozegnanie zaproponowano nam wycieczke samochodem po miescie i praktycznie w dwie godziny objechalismy cale miasto. Kierowca byl uprzejmy i dysponowal na tyle szeroka wiedza, ze przez cala droge opowiadal nam o zabytkach miasta, jego historycznych osobliwosciach i zyciu mieszkancow.

Czas jak zwykle minal szybko i, pozegnawszy sie z kierowca na rogu naszej ulicy, udalismy sie pieszo do hotelu.
Ta sama Cyganka siedziala w tym samym miejscu, obok niej jeszcze dwoch mlodych Cyganow prowadzilo jakas rozmowe o interesach. Na naszych oczach Cyganka wyjela zza pazuchy pieniadze i podala je jednemu z nich.

Postanowilismy przespacerowac sie troche przed snem i po przejsciu jakiegos odcinka ulicy zwrocilismy uwage na to, ze pieniadze temu samemu Cyganowi oddala tez inna Cyganka. Widocznie oni byli odpowiedzialni w ich taborze za pieniadze, ktore „zarabialy” ich kobiety... Swego rodzaju odwieczny cyganski biznes!

— Zwrocila pani uwage na to, ze doslownie we wszystkich oknach domow mieszkalnych nie ma zaslon, wszystko odbywa sie jawnie — z nieskrywanym zdziwieniem powiedzial moj kolega.
— To jak nigdzie indziej rzuca sie w oczy, widocznie taki jest tutaj styl zycia — odpowiedzialam.

Pospacerowalismy jeszcze dziesiec minut i wrocilismy do hotelu, aby zaplacic za pobyt i wczesniej udac sie na spoczynek, o czwartej rano bowiem mielismy jechac na lotnisko.

Zasnelam zaraz po tym, jak znalazlam sie w lozku, a moj zegar biologiczny dzialal jak na zamowienie. Dokladnie pol godziny pozniej, o czwartej rano, pod samymi drzwiami hotelu stala zamowiona przez nas taksowka.

Zegnala nas taka sama niepogoda z drobnym, klujacym deszczem ze sniegiem i puste, ponure miasto. Wracalismy do domu i droga powrotna — jak zawsze — wydawala sie znacznie krotsza.

02-02-2016

AP


Рецензии