Kobyle okrety. Sergiusz Jesienin

tlumaczenie z rosyjskiego na polski,
link do strony rosyjskiego oryginalu:
http://feb-web.ru/feb/esenin/texts/es2/es2-077-.htm

Sergiusz Jesienin (1895 - 1925)

            Kobyle okrety

                      1

Jesli zawyl na gwiazde wilk,
Wiec to niebo chmurami zjedzone.
Rwane brzuchy kobyl przez krzyk,
Czarne zagle krukow przez dzwony.

Nie przesunie blekit swoj szpon
Z purgowego kaszlu i smrodu;
Oblatuje pod rzenie i dzwon
Ogrod czaszek z lesnego zlota.

Slychac, nie? Slychac stuk niby w gong?
To sa grabie zorzy po lakach.
Odcietymi wioslami rak
Wioslujecie w kraj nadchodzacych.

Plyncie, plyncie wciaz dalej i wzwyz!
Lejcie, lejcie z teczy krzyk wroni!
Wkrotce drzewo biale uroni
Mojej glowy zoltawy lisc.

                      2

Pole, pole, do kogo twoj mit?
Albo sni mi sie sen wesoly –
Jakby konnica skacze ciag zyt,
Wyprzedzajac lasy i siodla.

Nie, nie zyto! Cwaluje to ziab,
Okna wybite sa, drzwi sa otworem.
Nawet slonce marznie jak dab,
Ktory walach wzial dzikim naporem.

Kto to? O, Rusi. Kto jestes, ach, kto?
Czyj to jest czerpak w pianie sniegowej?
Na drogach ustami glodnymi ssa
Skrajek zorzy psy nierasowe.

Im nie trzeba biegnac do «tam»,
Tutaj z ludzmi by lepiej sie zzyc im.
Bog dzieciecia wilczyce dal,
Czlowiek zjadl dzieciecia wilczycy.

                      3

Wiec o kim moja piesn znowu leci
W tym smiertelnym galopie roku?
Patrzcie: u kobiet trzecie
Wykluwa sie z pepka oko.

Oto jest! Wylazl i patrzy ksiezycem,
Czy zobaczy miesisciej kosci?
Wiec spiewalem nad wlasnym licem
W smiechy piesn o kobiecym goscie.

Gdziezes jest z jedenastka swieta,
Co kaganki cyckow wciaz pala?
Jesli zyczysz sie zenic, poeto,
Tak sie ozen na owce bez zalu.

Komunikuj* wiec sloma i sierscia,
Rozgrzej piesnia ten lepki wosk slowa.
Osypuje pazdziernik dni pierscien
Z rak brazowej brzeziny znowu.

                      4

Zwierze, zwierze, do mnie tu przyjdzcie,
W czaszach rak moich zlosc wyplakac!
Czyz nie pora jest przestac ksiezycu
W niebie chmury chlac jak hulaka?

Siostry-suki od braci-psow klete,
Jak i wy, jam u ludzi w wygonie.
Wiec nie trzeba mi kobyl okretow
I te zagle ich szare i wronie.

Jesli glod w moje wlosy sie wczepi
Ze zniszczonych scian zlego bycia, –
Zjem polowe mej nogi sam lepiej,
A polowe wam oddam wyssac.

Wiec nie pojde juz nigdzie z ludzmi,
Lepiej razem zdechnac tu z wami,
Niz z kochanej ziemi mej rzucic
Do blizniego wariata kamien.

                      5

Bede spiewal, wciaz spiewal te piesn!
Ni zajaca nie skrzywdze, ni wilka.
Jesli smutek masz z czegos juz niesc,
Wiec masz dac i usmiechow kilka.

Wszyscy jablko nosimy radosci,
Wiec zbojecki nam bliski jest swist.
Zetnie jesien jak madry ogrodnik
Glowy mojej zoltawy lisc.

W ogrod zorzy jedyny jest pac**,
Zgryzie gaje jesienny wiatr.
Wszystko poznac a nic nie wziac
Wszak poeta przyszedl w ten swiat.

Takze przyszedl calowac krow,
Sluchac sercem owsiany trzask.
Glebiej sierpy mych wierszy syp znow!
Syp czeremcha slonc krzak!

1919 r.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*   komunikowac — II (2.1) «przyjmowac komunie».
pl.wiktionary.org/w/index.php?title=&oldid=7630005

** pac (daw.) — (1.1) droga. Patrz tu nastepne zrodlo:
pl.wiktionary.org/w/index.php?title=&oldid=8050358

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

© Copyright: Валентин Валевский, 2011, Стихи.ру
Свидетельство о публикации №111110308071


Рецензии